Z właścicielem Chaty Polskiej o dyskoncie i nie tylko

Wielkie tematy Wielkiej Wyspy – rozmowa z panem Piotrem Kuczyńskim, Radnym Rady Miejskiej, właścicielem sklepu Chata Polska o petycji w sprawie powstania dyskontu spożywczego oraz planów związanych z zajezdnią przy ul. Tramwajowej.

Być może słyszał Pan o petycji, jaką wystosowali mieszkańcy Wielkiej Wyspy, w sprawie wybudowania na terenie Biskupina, Sępolna dyskontu spożywczego? Mieszkańcy narzekają, że nasze osiedlowe sklepy, również Chata Polska, mają zbyt wysokie ceny…

Piotr KuczyńskiTrzeba na wstępie powiedzieć, że rozwój dyskontów w Polsce znacznie wpłynął na handel w ogóle. To niewątpliwie jest ogromny przeciwnik w handlu. Ale wiem też, że budowa dyskontu na Wielkiej Wyspie to nie taka prosta sprawa. Głównie dlatego, że na dzień dzisiejszy nie ma praktycznie miejsca, by na Biskupinie, czy Sępolnie mógł taki sklep powstać. Był jakiś czas temu pomysł, by zbudować go przy ul. Pautscha, na terenie Uniwersytetu Przyrodniczego, ale nic z tego nie wyszło, z dwóch powodów: po pierwsze -Uniwersytet Przyrodniczy jest jednostką Państwową i nie może dowolnie dysponować ziemią, a po drugie – sam fakt istnienia dużego sklepu w tym miejscu generowałby zwiększony ruch samochodowy w okolicy, a niestety nie da się przebudować ul. Olszewskiego tak, by móc zrobić zjazdy, parkingi itd.

W planie sprzed kilku lat było dopuszczenie handlu na obecnych terenach ogródków działkowych przy Bacciarellego. Czy to się uda – trudno jest powiedzieć. Oczywiście przedstawiciele Biedronki, Lidla, czy inych dyskontów bardzo intensywnie szukają na Wielkiej Wyspie miejsca. I jeśli mieszkańcy sobie tego życzą, to proponowałbym tę petycję wysłać właśnie bezpośrednio do Biedronki albo np. Lidla.

Jeśli natomiast chodzi o ceny, to wiem, że Chatę Polską przyrównuje się np. do delikatesów Społem, a między nami jest dramatyczna różnica. Śmiem twierdzić, że część towarów w Chacie Polskiej jest w cenach porównywalnych z cenami Biedronki. I ta tendencja się utrzymuje: można w tej chwili liczyć na dobre oferty u producentów, bo im samym zaczęło na tym zależeć. Głownie dlatego, że dotarło i do nich, że nie są w stanie oprzeć się tylko na dostawach do Biedronki, czy Lidla. Oczywiście ogromne zamówienia ze strony dyskontów przynoszą producentom wymierne korzyści, ale też generują niemałe opłaty.

Ponadto trzeba zwrócić uwagę na pewne zabiegi handlowe wykorzystywane przez dyskonty. Ktoś, kto często robi zakupy w Biedronce, gdy zaczyna liczyć, łatwo zauważy, że pakowane wędliny są w Biedronce mniej więcej półtora razy droższe niż wędliny w Chacie Polskiej. Jeśli – dajmy na to – opakowanie zawiera 10 dag wędliny, to nawet gdy kosztuje w granicach 2 zł (co wydaje się małą ceną), to jednak po przeliczeniu na kilogram, stanowi już sporą sumę. Kolejny przykład – herbata: w moim asortymencie mam pudełka po 100 torebek, w Biedronce herbata tej samej firmy pakowana jest w pudełka po 75 torebek. Cena w Biedronce jest – logicznie – o jedną czwartą ceny niższa… Nie wszyscy jednak zauważają, że i zawartość jest o jedną czwartą mniejsza… Dalej: w Biedronce można kupić pewien napój gazowany w butelce o pojemności 1,75 litra. U mnie jest butelka 2 I, albo 2,5 I. Oczywiście cena jest wyższa. Ale po przeliczeniu pojemności, wychodzi na jedno.

Trzeba też zaznaczyć, że w Biedronce mamy do czynienia z masą ograniczeń: nie można płacić kartą (bo to są dodatkowe koszta), ograniczona jest ilość załogi (bo może jest niepotrzebna), towar jest ograniczony do bodaj 1500 artykułów…

Nie przeczę oczywiście, że dość duży asortyment jest w dyskontach znacznie tańszy, choć często jest to asortyment nieznany…

Ale na Wielkiej Wyspie nie znalazło się jeszcze odpowiednie miejsce pod budowę tego typu sklepu. Właścicieli sieci dyskontów interesuje powierzchnia minimum 1000 m2 z parkingiem. A tutaj nie ma takiej działki. Wielka Wyspa broni się przed dyskontami jeszcze jedną rzeczą: stąd nie ma wyjazdu… To są znaczące ograniczenia i mimo żądań mieszkańców, czasami nie da się ich ominąć. I może się okazać, że nawet miasto tu nie pomoże, bo miasto nie zawsze i nie na każdym terenie dysponuje takimi działkami, które mogłyby się nadawać pod tego typu zabudowę.

Wspomniał Pan, że ciężko będzie z dyskontem na naszym terenie, bo mamy ograniczoną przepustowość komunikacyjną, transportową… Tymczasem wciąż trwają batalie o Most Wschodni. Co pan myśli – już może bardziej jako radny miasta – o zablokowaniu przez SKO decyzji o jego budowie?

Powiem tak: największym problemem nie są kłopoty z komunikacją mieszkańców Biskupina, lecz takie momenty, gdy mamy do czynienia z dużym wydarzeniem w Hali Stulecia, albo na Stadionie Olimpijskim. Wówczas jest naprawdę ogromny problem z wyjazdem i wjazdem na Wielką Wyspę. Poza tym, Most Wschodni bardzo przydałby się osobom, które mieszkają tuż za granicami Wrocławia, np. w Kamieńcu Wrocławskim: to jest ok. 15 tys. adresów, przeciętnie po dwa samochody na każde gospodarstwo. I niemal wszyscy oni pracują we Wrocławiu, tu wożą dzieci do przedszkola, czy szkoły. I ci ludzie, plus mieszkańcy Wielkiej Wyspy, to jest niestety trochę za wiele na te nasze dwa mosty, które mamy. Zwierzyniecki się sypie, Szczytnicki został rozbudowany maksymalnie, brakuje nam ostatniego mostu, który został zaprojektowany jeszcze za czasów niemieckich.

Pomysł wybudowania Mostu Wschodniego (którego nie ma już w projekcie, teraz nazywa się to Aleją Wielkiej Wyspy), został zmodyfikowany: zmniejszony po długich namowach projektantów z 4 do 2 pasów ruchu, bez obiecanego tramwaju. Modyfikacja nastąpiła nie tylko ze względu na koszta, ale – jak sami projektanci stwierdzili -z powodu braku konieczności stworzenia tu aż czteropasmowej drogi. Dwupasmowa wystarczy, jeśli w założeniu ma ona obsłużyć Halę Stulecia i Stadion Olimpijski, a przy tym odciążyć Most Zwierzyniecki.

Jeszcze jedno pytanie – co do kwestii zajezdni przy ul. Tramwajowej, która już niedługo przestanie działać. Co pan na to, żeby wykorzystać ją do celów społeczno-kulturalnych, podobnie jak to miało miejsce w przypadku zajezdni na Grabiszyńskiej?


W najbliższym czasie zajezdnia ma zostać zamknięta, ale pomysłu na zagospodarowanie jej budynków jeszcze nie ma

Zajezdnia przy Tramwajowej z pewnością jest miejscem, które nietrudno będzie zaadaptować. Ma ona przede wszystkim ogromne walory historyczne – zatem szkoda by było zmarnować je np. na wielki sklep. Ta zajezdnia jest jedną z najstarszych we Wrocławiu; bardzo dobrze zachowana, jeśli chodzi o budynki – nigdy nie była zniszczona. Dodatkowo rewitalizowana przez MPK (niewielkie budynki z przodu) – to jest przepiękny kompleks. Ja również zastanawiałem się, co można by było z tym zrobić. Ale jeszcze nie rozmawialiśmy z kolegami z Rady Miejskiej, jak wykorzystać zajezdnię – mamy jeszcze trochę czasu, bo termin jej zamknięcia planowany jest na koniec przyszłego roku.

Myślę, że każdy pomysł, który wiązałby się z konkretnym wykorzystaniem tych zabytkowych budynków, byłby dobry. Aczkolwiek na razie takiego konkretnego projektu nie ma.

Czy w takim razie mieszkańcy mogą w jakiejś formie zgłaszać swoje pomysły?

Oczywiście. Sądzę, że możemy wziąć pod uwagę każdy z takich pomysłów. To dobry okres, by myśleć kategoriami kultury, sportu. Co prawda Euro 2012 już za chwilę, więc w tej kwestii jest już za późno, ale w 2016r. będziemy stolicą kultury, a w związku z tym we Wrocławiu będzie realizowana masa projektów.

Swoją drogą, to jest ogromne wyzwanie, bo budynki zajezdni to naprawdę wielki teren. Przypuszczam więc, że m.in. z tego powodu będą naciski, by właśnie to miejsce przeznaczyć na wybudowanie sklepu dużej sieci handlowej (miejsce jest bardzo dobrze skomunikowane, ogromny parking, nic tylko otwierać centrum handlowe!). Ale mimo wszystko miejmy nadzieję, że stara zajezdnia zostanie wykorzystana w inny – lepszy sposób.

Dziękuję za rozmowę
Marcin Kuczaj (Radny Rady Osiedla Biskupin – Sępolno – Dąbie – Bartoszowice)
z biuletynu Rady Osiedla – www.rada.osiedla.wroc.pl

Facebook
Twitter
LinkedIn
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
wpDiscuz
0
0
Would love your thoughts, please comment.x